Trzydzieści sekund na pełne rozbudzenie się od otwarcia oczu.
Dwie minuty na wstanie z łóżka, w którym są już dwie pary małych stópek.
Śniadanie połknięte trzy godziny po wstaniu z łóżka, gdy już cała dziatwa poranny rozruch ma za sobą.
Dwie minuty na wstanie z łóżka, w którym są już dwie pary małych stópek.
Śniadanie połknięte trzy godziny po wstaniu z łóżka, gdy już cała dziatwa poranny rozruch ma za sobą.
Dwie kawy wypite na zimno, z gorącą modlitwą, żeby zadziałały.
Dwa nastawienia pralki.
Dwadzieścia jeden par rozwieszonych męskich / chłopięcych skarpetek.
Cztery razy sprzątane zabawki, żeby chociaż dało się przejść.
Jedna łyżka zupy wtarta w małe oko.
Jedna miska zupy rozlana na podłogę przez małe rączki.
Jedna strącona szklanka.
Trzy zamiatania (poranne, po szklance, po chrupkach).
Czterdzieści minut noszenia na rękach dziesięciokilogramowego, jęczącego dziecka w celu uśpienia.
Jeden guz na czole (dziecka - gdy leciało na zabawki), dwa stłuczone kolana (matki - gdy leciała na ratunek).
Pięćdziesiąt razy podniesiona grzechotka, wyrzucana z krzesełka podczas karmienia.
Podwójne machanie łyżką do małego i większego dzioba ("Mamo, a mnie też pokarmisz?").
Dwadzieścia razy wysłuchane "Mamo, nudzę się...".
Sto pięćdziesiąt kursów autkiem po dywanie.
Trzydzieści razy wynoszone dziecko z kuchni. Dwadzieścia z łazienki. Trzy spod kaloryfera, cztery spod stolika, dziesięć razy spod łóżeczka.
Trzy przebrania bluzeczki zabrudzonej jedzeniem pomimo śliniaczka.
Dwa tulenia małego płaczu i jedno dużego.
Dziesięć wyrwanych matczynych włosów.
Jedna nieudana próba zorganizowania krótkiej chwili dla siebie w ciągu dnia.
Trzy zrealizowane cele na dzień.
Dziesięć celów nagromadzonych.
Pięć przebiegniętych kilometrów.
Pół przeczytanej wieczorem książki.
Sześć godzin przerywanego pięć razy snu.
Całość powtórz.
Całość powtórz.
Świetne i z humorem, chociaż jednak takie prawdziwe
OdpowiedzUsuńRewelacyjna grafika ❤️❤️❤️ Uśmiałam się🙂 Z Twojego tekstu też 🙂 Niektóre z tych punktów dotoyczyly kiedyś mnie. Najgorsza chyba dla mnie byla ta wyrzucana w dal grzechotka lub inna zabawka. Mogliby jakiś patent, żeby rodzice nie musieli ich podnosić
OdpowiedzUsuńU nas to syn wyrzuca nawet miseczkę na przyssawkę...
UsuńPrawda stara jak świat :-) Tyle rzeczy wykonujemy w ciągu dnia, a ludziska jeszcze odważa się powiedzieć, że "przecież tylko siedziałaś w domu z dzieckiem". Taaa "siedziałaś" :) Koniecznie trzeba popracować nad tymi chwilami dla siebie, bo nagromadzone niezużyte chwile grożą wybuchem :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Akurat siedzenie to czynność, której matki nie mają okazji robić w domu.
Usuń