wtorek, 25 lipca 2017

Matka po raz pierwszy a po raz drugi

Chyba każdy pamięta, jak łatwo było mu oceniać innych rodziców, zanim sam przekroczył magiczną granicę oddzielającą czasy przeszłe, nazywane często p.n.e. (przed naszym dzieckiem) od teraźniejszości. Wydawało nam się, że wszystko zrobimy inaczej, ocenialiśmy metody wychowawcze albo ich brak u innych (no dobra, nadal to robimy). Gdy zostajemy rodzicami, życie przewraca się do góry nogami i nie jest to pusty frazes, a najprawdziwsza prawda :). Jednak po skoku na głęboką wodę, która okazała się lodowata i pozbawiła nas tchu na dłuższy czas, gdy już zaczniemy oddychać ponownie, postanawiamy skoczyć jeszcze raz, a co tam, przecież wiemy już jak to jest, to bawmy się dalej. Czy macierzyństwo po raz pierwszy różni się od ponownego? Przecież wiemy, co i jak, teoretycznie nic nas nie powinno zaskoczyć. Zapominamy jednak, że drugie dziecko to nie jest klon starszego i może nawet być jego całkowitym przeciwieństwem, a wtedy wszystkie znane nam prawdy na temat rodzicielstwa możemy sobie wsadzić głęboko w d... i uczyć się być rodzicem na nowo. W wyższej szkole przetrwania do 20-tej, gdzie dyplomu możesz spodziewać się za lat 18. 

Zapraszam Was na przegląd - jak to było u nas po pierwszym dziecku i po drugim. 

CIĄŻA
Przy pierwszym:
- trochę mdłości, ale ogólnie jest super, czuję się świetnie przez cały czas, żyję jak wcześniej. Jestem aktywna, jeżdżę po Polsce, pracuję do ostatniego dnia przed porodem.

Przy drugim: 
 - z powodu mdłości od 8 tygodnia i wymiotów 3-4 razy dziennie idę na zwolnienie lekarskie i już z niego nie wracam. Bo mdłości trwają do 16 tygodnia, a i potem zdarzają się niespodziewane pawie. Łapię częste infekcje, nerwobóle, rwę kulszową... długo by wymieniać. 

WYPRAWKA
 Przy pierwszym:
- rzeczy nowe, wszystko nowe! Całe godziny spędzam na wybieraniu ciuszków, pieluszek, grzechotek etc. Tysiące rozpływają się w dziecięcych sklepach.

Przy drugim:
- wszystko (albo większość) używane, po bracie. Oszczędność czasu i pieniędzy :).

PORÓD
Przy pierwszym:
- nie boję się go, wiem, że będzie strasznie, ale zaskakuje mnie, że aż tak.

Przy drugim: 
- boję się go panicznie, bo już wiem, czego się spodziewać. Ale też wiem co robić, jak sobie pomóc i tak bardzo wierzę w zasłyszany tekst, że drugi poród jest łatwiejszy, że się to sprawdza. 

DIETA MATKI KARMIĄCEJ
Przy pierwszym:
- trzymam ścisłą dietę przez pierwsze trzy miesiące, wszystko gotowane, nic wzdymającego, stopniowo wprowadzam do swojego jadłospisu (!) nowe pokarmy i bacznie obserwuję dziecko. Starszy ryczy na każdym kroku, ma wzdęcia, nosimy go dniami i nocami, niejednokrotnie doba się nie kończy i płynnie przechodzi w drugą, gdy świt zastaje nas z dzieckiem na ręku.

Przy drugim: 
- po powrocie ze szpitala zjadam sałatkę z bobem i chilli. Diety nie trzymam wcale, korzystam z sezonu na truskawki, czereśnie i fasolkę szparagową. Wszystko okraszam ukochanym chilli, sosem tabasco i papryczkami pepperoni. Młodszy jest aniołkiem przez pierwsze trzy miesiące, jest spokojny, je i śpi w kółko. Drze się tylko w wózku.

STERYLNOŚĆ
Przy pierwszym:
- dezynfekcja i parzenie wrzątkiem wszystkiego co popadnie, niechodzenie do większych sklepów z wózkiem w czasie jesienno - zimowych infekcji, proszenie o umycie rąk wszystkich odwiedzających nas gości.

Przy drugim: 
- dezynfekcja i wyparzanie tylko na początku. Prośba o mycie rąk została, ale też na krócej. 

ZMIANA PIELUCH
Przy pierwszym:
- zmieniam pieluchę co godzinę, niezależnie od tego, czy sucha, czy mokra. Nie rozumiem mam, które nie zmieniają kupy od razu, tylko czekają, czy może dziecko jeszcze dorobi.

Przy drugim:
- pieluchę zmieniam, kiedy jest taka potrzeba.  Dziś te matki rozumiem :).

SPACERY
Przy pierwszym:
- spędzamy na dworze minimum 3 godziny dziennie, na jednym lub dwóch spacerach, niezależnie od pogody. Jeśli pada, na wózek kładę folię, sobie kaptur na głowę, parasol, i idę.W ciągu pierwszego roku Starszy nie zalicza spaceru może ze 3 razy. Wózek kocha, leży w nim grzecznie, nawet jak nie śpi.

Przy drugim:
- spacer zaliczany jest przy okazji pójścia po starszego do przedszkola i placu zabaw z nim, z samym Młodszym to ja może kilka razy się bujnęłam... Jeśli pada, nie wychodzimy wcale :). Także dlatego, że młodszy wózka nie cierpi i drzew nim japę tak, że pół osiedla słyszy.

DRZEMKI
Przy pierwszym:
- drzemki na dworze - jeśli dziecko śpi 2 godziny w wózku, to ja dwie godziny chodzę i chodzę, i chodzę...

Przy drugim:
- drzemki są w domu. W czasie ich trwania mogę coś zrobić. Lub nic nie robić.

ROZWÓJ
Przy pierwszym:
- sprawdzam kolejne etapy w kalendarzach rozwoju, studiuję siatki centylowe wzrostu i wagi. Czytam książki, poradniki, fora internetowe i portale dla rodziców.

Przy drugim:
- o rozwoju to w ogóle nie czytam, a siatki sprawdzałam tylko w pierwszym miesiącu, gdy kolejny potomek miał problemy z przybieraniem (klik). Czytam za to blogi parentingowe - dobrze wiedzieć, że inni też wiodą taki los :).

ROZSZERZANIE DIETY
Przy pierwszym:
- nie mogę doczekać się rozszerzania diety - ekscytuję się każdym nowym warzywkiem, jakim pierworodny pluje na kilometr, gotuję, pichcę, kombinuję.

Przy drugim:
- tak samo zaczynam słoiczkami, ale szybciej przechodzę na gotowanie. Nie stresuję się, gdy mały pluje - je ile chce, nie robię samolocików itp. Nie przeżywam, że tak samo jak pierwszy nie chce gryźć i zaczyna to robić z opóźnieniem. Wszystko w swoim czasie.  

WIECZORNY RYTUAŁ
Przy pierwszym:
- przez pierwsze trzy miesiąca życia dziecka rytuału nie ma. To znaczy staramy się go tworzyć, ale nie jest on sztywny. Raz mały usypia o 20 i budzi się na kilka godzin w środku nocy, raz kładziemy go dopiero, gdy sami idziemy spać, w okolicach 23. 

Przy drugim:
 - Młodszy wskakuje w rytuał, którego trzymamy się ściśle. Dzięki temu maksymalnie o 20 mamy fajrant.

WYJŚCIE Z DOMU BEZ DZIECKA
Przy pierwszym:
- premierowe wieczorne wieczorne wyjście z domu zaliczyliśmy po roku z hakiem. Może nawet po półtora, bo Starszak był już w stanie krzyczeć w nocy do babci: "dawaj  mleko!" :).

Przy drugim:
- wyskoczyliśmy na imprezę urodzinową koleżanki, gdy Młodszy miał miesiąc. A zaraz potem do kina. Laktator w rękę i heja :).

ZAINTERESOWANIA
Przy pierwszym:
- mam wiele zainteresowań. Miewam na nie czas.

Przy drugim:
- nie mam żadnych. Czasu też nie mam.

CIERPLIWOŚĆ
Przy pierwszym:
- z każdym dniem uczę się cierpliwości.

Przy drugim:
- tracę ją sto razy dziennie :).

AKCEPTACJA ZMIAN
Przy pierwszym:
- buntuję się na utraconą wolność, na to ciągłe wiszenie syna na piersi, na nocne pobudki, na ciągły bałagan, brak czasu na cokolwiek innego niż dziecko... Czekam aż będzie lepiej, aż zacznie przesypiać noce, zacznie siedzieć, raczkować, chodzić. Mam nadzieję, że z kolejnym etapem będzie lepiej, łatwiej, lżej. Tymczasem nie jest. Przybywa roboty, ubywa czasu. Jeszcze bardziej.

Przy drugim:
- biorę na klatę wszystko to, co już znam. Cieszę się każdym etapem. Noworodek? Super, cyc i spanie. Siedzi? W końcu można go czymś zająć. Chodzi? Koniec z noszeniem. Dzieci tak szybko rosną. Pomimo oczywistego zmęczenia, wszędzie walających się zabawek i niezliczonych nieudanych prób uszczknięcia z dnia czegoś dla siebie - delektuję się tym czasem. A przynajmniej staram się :). Bo wiem, jak szybko on mija, jak szybko ze słodkiego pultaska wyrasta wyszczekany przedszkolak. 
 
 
Każde dziecko jest inne, każde macierzyństwo jest inne. Mnie zaskoczyło, że aż tak się to może różnić, a podwójną mamą jestem dopiero 13,5 miesiąca. Przy trzecim to musi być hardcore, chociaż znajoma mama trójki powiedziała mi kiedyś, że trzecie to się samo wychowuje. Raczej nie będzie mi dane tego sprawdzić. Chyba, że wygram w Lotto! A mąż gra namiętnie, więc a nuż :).

poniedziałek, 24 lipca 2017

Wytrawna owsianka

Przez większą (zimną) część roku lubię owsiankę na słodko i na ciepło. Jednak latem robię ją na słodko zdecydowanie rzadziej. Zajadam się za to wytrawną wersją płatków owsianych, z dodatkiem warzyw, ziół i ziaren. 
Jedna z moich ulubionych wersji to owsianka z pomidorem. 

Składniki: 
- płatki owsiane / orkiszone / otręby owsiane,
- pomidor, 
- cebula dymka, 
- koperek, 
- jogurt grecki, 
- koperek, 
- słonecznik, 
- siemię lniane, 
- sezam, 
- kilka kropel cytryny, 
- sól, pieprz, chilli.

Płatki ugotować w wodzie przez kilka minut i odstawić na pół godziny. Do wystudzonej owsianki (jeśli są zbyt mokre, odsączyć ją na sitku) dodać resztę składników, doprawić do smaku.
Taka wytrawna wersja z chilli świetnie pobudza i dodaje energii - polecam wypróbować wersję ze swoim ulubionymi warzywami. Świetne jest też połączenie z selerem naciowym i młodą marchewką. Kombinujmy, póki sezon :).

wtorek, 18 lipca 2017

Jak zająć dziecko na dłuższą chwilę? Masa plastyczna Easy Stationery - testowanie

Wakacje z niespełna 4,5-latkiem i 13-miesięczniakiem w domu trwają w najlepsze. Mamy już ustalony nowy, wakacyjny rytm dnia, w którym największym problemem okazała się... poranna drzemka młodszego. Rano chłopcy się świetnie bawią razem, jednak brzdąc zaczyna być śpiący już około 10.00. Zamykam się z nim w drugim pokoju i usypiam, co czasem trwa 20 minut, a czasem 40. W tym czasie Starszy wie, że musi być cicho, bo jego głośne zabawy sprawiają, że Młodszy chce iść do niego (oczywiście tylko po to, by po chwili znów zacząć jęczeć i marudzić, bo śpiący...). To jednak czas największej aktywności Starszaka - będąc w przedszkolu, o tej godzinie bawił się z kolegami aktywnie i głośno, ciężko mu więc nagle przerwać szaloną zabawę autkami przy kakofonii wydobywających się z nich dźwięków (jak jeszcze raz ktoś mu przyniesie w prezencie radiowóz z syreną, to nie wiem co zrobię...).

Przez kilka pierwszych dni włączałam Starszakowi na ten czas bajki lub pozwalałam pograć w grę na komputerze czy tablecie. Niezbyt mi się to podobało, bo gdy np. nie udało mi się odłożyć Młodszego za pierwszym razem (ma teraz etap zasypiania na mnie, na co mu pozwalam, bo kończymy karmienie piersią i w ten sposób mały rekompensuje sobie potrzebę bliskości) i musiałam potrzymać go jeszcze chwilę, cały proces trwał nawet godzinę... A Starszak wtedy korzystał swobodnie z dostępu do multimediów, tępo oglądając bajkę za bajką lub grając w grę. Po odłożeniu małego jako pierwsze zaś musiałam nadrobić zaległości domowe (pranie, obiad itp.) i dopiero po chwili mogłam czynnie się pobawić z Adrianem.

Zbawieniem na matczyne wyrzuty sumienia okazała się być masa plastyczna Easy Stationery, którą otrzymałam do testowania. Zestaw Lodziarnia to przede wszystkim fantastyczna maszynka do lodów, które to można wyciskać w najróżniejszych kształtach (2 paski szablonów), wyciskarka cylindrowa, pucharki, miseczki i inne gadżety, wśród których furorę zrobiła... patelnia do robienia gofrów ;). W opakowaniu znajduje się także sześć kolorów masy plastycznej z wytłoczonymi w pokrywkach foremkami. Pięć dodatkowych pojemniczków natomiast zawiera masę z brokatowymi drobinkami, z czym się wcześniej nie spotkaliśmy i co wywołało radość u Starszaka, który po mamie uwielbia wszystko, co się świeci ;).



W weekend podczas drzemki brzdąca bawimy się tym zestawem wspólnie - i ja, i mąż uwielbiamy wyżywać się artystycznie. Ja to od zawsze uwielbiałam plastelinę i modelinę, a że takich mas plastycznych za mojego dzieciństwa nie było, tak teraz odbijam sobie do woli. Polecam wszystkim zestresowanym - takie lepienie z miękkiej i przyjemnie pachnącej masy jest szalenie relaksujące!




Z maszynki do lodów można wyczarować własne, kolorowe lody włoskie!




Któregoś dnia, gdy odłożyłam Młoszego, Starszy zawołał mnie na gofrową ucztę :)


Masa Easy Stationery jest bardzo miękka - nie trzeba jej jakoś specjalnie ugniatać po wyjęciu z pudełeczka, praktycznie od razu nadaje się do lepienia i nie trzeba używać siły, by ją rozgnieść i rozmiękczyć, co zdarzało nam się przy innych ciastolinach. Nie kruszy się, zamykana w pudełeczkach nie twardnieje. Ma bardzo przyjemny, słodkawy zapach, który mój syn porównał do czekolady. Kolory są bardzo żywe i można je łatwo mieszać, tworząc własne wariacje. Co ważne - nie brudzi rąk i jest produktem nietoksycznym.


I tak przymusowa drzemka dziecka z negatywu stała się pozytywem, bo teraz na hasło "Ok, pora na drzemkę", Starszak przynosi sobie stoliczek, krzesełko i zestaw Ciastokreacji i przez godzinę bawi się samodzielnie, spełniając się twórczo i manualnie, rozwijając motorykę i wymyślając dla mnie coraz to inne desery oraz pucharki lodowe, na których widok (i zapach!) cieknie ślinka. Każda mama wie, jak cenna jest godzina, podczas której dziecko jest zajęte i nic od nas nie chce ;). Masa Easy Creative zapewni Wam nie tylko godzinę! Polecam!

sobota, 15 lipca 2017

Kasza owsiana z warzywami

Zobaczyłam ją w sklepie całkiem  niedawno. Kasza owsiana, pełne ziarno. Uwielbiam płatki owsiane i otręby, wiedziałam więc, że muszę spróbować. Połączyłam ją z ulubionymi warzywami i zrobiłam obiad w 15 minut.

Składniki:
 - 2 paczki kaszy owsianej,
- marchewka
- brokuł,
- groszek,
- pieczarki, 
- cebula,
- czosnek,
- szklanka wywaru z rosołu lub z zupy jarzynowej,
- sos sojowy, 
- ulubione przyprawy.

Kaszę owsianą wrzucić do wrzątku i gotować przez 15 minut. W tym czasie podsmażyć cebulę z czosnkiem na odrobinie oleju i dorzucić warzywa. Po zarumienieniu podlać całość wodą, zmniejszyć gaz i przykryć. Ugotowaną kaszę dodać do warzyw i dolać wywar. Dusić do momentu, aż wywar wsiąknie w kaszę i całość zrobi się taka kleista. Doprawić solą, pieprzem i sosem sojowym.

Ja użyłam warzyw, które akurat miałam w lodówce i zamrażarce, ale spokojnie można dać inną ulubioną mieszankę. Jako surówka na moim talerzu jest kiszona marchewka. Cóż, uwielbiamy ;).

To świetna wersja popularnego risotto czy kaszotto. Po jaglance i kuskusie przyszedł czas na kaszę owsianą. W smaku - zaskakująca, bo nieco inna, niż płatki owsiane, bardziej orzechowa. Pełnowartościowy posiłek bezmięsny, za to z dużą zawartością białka, błonnika i witamin z grupy B.





wtorek, 11 lipca 2017

Zlot pojazdów militarnych w Darłowie

W miniony weekend zaliczyliśmy coroczny zjazd militariów w Darłowie. W tym roku był to jubileuszowy, XX-ty zlot, co dla mnie jest niesamowite, bo jako dziecko byłam na drugim lub trzecim zlocie, a tu już dwudziesty! Latka lecą :).

Dla Starszaka była to pierwsza taka impreza, pojechał na nią z własnym czołgiem zabawkowym i nie mógł się napatrzeć na te prawdziwe.





Moje dziecko po raz pierwszy stanęło przed dylematem: być czy mieć, nowe przeżycie czy nowa zabawka. Mógł otrzymać na pamiątkę mową zabawkę militarną (czołg, karabin itp.) lub wrócić do domu z nowym doświadczeniem - przejażdżką hamerem po błocie. Niesamowite było obserwowanie, jak zastanawia się nad podjęciem właściwej decyzji. Wiadomo, że chciałby zjeść ciastko i mieć ciastko, ale w życiu nie ma tak łatwo :). Sama byłam ciekawa, co wybierze i jestem z niego bardzo dumna, bo wybrał przejażdżkę z tatą! I nie żałował, bo w końcu utknęli w tym błocie i musiał wyciągać ich czołg... Taka atrakcja! Czołgiem też można było się przejechać, ale turyści byli na nim ochlapywani błotem, wybraliśmy więc większe zło, a i tym lepiej, bo hamer jeździł szybciej. 
Starszak nowe doświadczenie przeżywał cały wieczór, a wieczorem, gdy na dobranoc rozmawialiśmy o tym, co fajnego się wydarzyło, powiedział, że nigdy o tym nie zapomni :). Wzruszenie złapało mnie za serce, bo nowa zabawka leżałaby już gdzieś w kącie, a taki pierwszy raz zostanie mu na długo, jeśli nie na zawsze.


Darłowo, a właściwie Darłówko, ma uroczą plażę:


I tym sposobem zaliczony kolejny punkt z wakacyjnej listy rzeczy do zrobienia - wycieczka, pierwsza, ale nie ostatnia tego lata.

poniedziałek, 10 lipca 2017

Czy to przystoi filologowi? - o puryzmie językowym

Całkiem niedawno na jednej z grup na Facebooku jakaś dziewczyna napisała post, robiąc błąd ortograficzny w prawie każdym słowie. Nie były to literówki - cały tekst aż raził po oczach i trudno było go przeczytać. Post był na ważny, trudny temat, z prośbą o pomoc, jednak pierwsze posypały się komentarze wytykające błędy, wyśmiewające. Bardzo to przykre, bo przecież ta osoba może mieć dysleksję lub dysortografię, nic jej nie da takie wypominanie błędów. Oczywiście - komentujący w ten sposób podnieśli swoją samoocenę - oni przecież ortografię znają, są lepsi! No pogratulować. Mają jednak znaczne braki w kulturze - a tego już słownik nie wyłapie.
Rzadko kiedy jesteśmy na tyle odważni, by poprawić kogoś w mowie, nie mamy za to oporów, by poprawiać kogoś w piśmie - przez internet.  Tymczasem często ktoś, kto wytyka komuś błędy w jednym zdaniu, w drugim sam je popełnia.

Kilka dni później na moim forum ktoś zacytował moją wypowiedź i wytknął mi błąd, który powstał przez brak spacji między wyrazami. Zaczęłam się zastanawiać nad kwestią puryzmu językowego - przesadnej dbałości o czystość języka. Czy z racji wykształcenia jestem purystką? Uświadomiłam sobie, że nie. Zdarza mi się wytknąć komuś błąd, ale tylko wtedy, gdy dobrze znam tę osobę i wiem, że się nie obrazi, że mogę sobie na to pozwolić. Natomiast nie poprawiam obcych i nie poprawiam ludzi w internecie. Stosuję skróty sms-owe, wciskam enter i wysyłam wiadomość, która zawiera literówki, bo szkoda mi czasu na poprawianie ich w luźnej rozmowie na messengerze. Jak widać w zdaniu poprzednim, nie eliminuję zapożyczeń. Jednak daleka jestem także od leseferyzmu językowego, czyli akceptacji wszystkiego w języku. Drażnią mnie na przykład wulgaryzmy.
   
Osobiście - prawie w ogóle nie przeklinam. Nie czuję potrzeby, nie lubię wulgaryzmów. Są one sposobem na rozładowanie negatywnych emocji, aby ich niepotrzebnie nie kumulować w sobie - ja natomiast potrafię sobie z emocjami radzić. Przeklinanie nie tylko nie poprawia mi nastroju, ale wręcz go pogarsza, pozostawia niesmak. Świadczy o moim braku samokontroli, a ja nie lubię dawać się ponieść negatywnym emocjom. W kontrolowaniu swoich uczuć pomaga mi ćwiczenie mindfullness - uważnej obecności, ale o niej innym razem.

Nie używam brzydkich słów także dlatego, że... są brzydkie. Lubię otaczać się ładnymi rzeczami, lubię myśleć pozytywnie, bo wiem, że to, co i jak myślimy, wpływa na naszą rzeczywistość. Jeśli powiesz: "mam chujowy nastrój", na pewno będziesz mieć taki do końca dnia. Czy przeklinanie coś zmieni? Poprawi ci nastrój? Wątpię. Zamiast skupiać się na nazywaniu negatywnych emocji, lepiej poszukać wokół siebie pozytywów.

Wulgaryzmy mają moc wtedy, gdy się ich nie nadużywa. Rzucane co chwila, osłuchują się i tracą swoją siłę. Pewnie dlatego, gdy już mi się zdarzy przekląć, odbiorca lub świadek mojej słabości są bardzo zdziwieni i wiedzą, że sytuacja osiągnęła punkt kulminacyjny, bądź zrywają boki ze śmiechu, gdy przekleństwa użyłam w formie żartu.

Pamiętam, jak kiedyś jechałam z moją mamą samochodem. Ja za kierownicą. Nagle inny samochód zajechał mi drogę i zmusił do gwałtownego hamowania. Tylko cudem nie wjechałam mu w zderzak. Krzyknęłam "Noż kurwa, co za chuj!!!", po czym uświadomiłam sobie, że obok siedzi moja mama... Gdy emocje opadły, zrobiło mi się wstyd i przeprosiłam ją, na co ona zaczęła się śmiać i powiedziała, że po raz pierwszy usłyszała z moich ust wiązankę :).

O tym, jak nie lubię używać wulgaryzmów świadczy fakt, że te z powyższego akapitu chciałam wykropkować, ale pomyślałam, że nie można pisać o wulgaryzmach bez używania ich ;).

Podobno przeklinanie pomaga zwalczyć ból. Soczyste "kurwa" rzucone po uderzeniu się w palec u stopy działa niczym lekkie znieczulenie miejscowe. Właśnie uświadomiłam sobie, że nie przeklinałam na głos podczas porodu, a przecież bolało, że ho ho ;).

Zastanawiająca jest dla mnie także kwestia płci w społecznym przyzwoleniu na używanie wulgaryzmów. Oczywistym jest, że większość mężczyzn przeklina, będąc w otoczeniu swoich kolegów. Rzadziej przeklinają przebywające w swoim towarzystwie kobiety, a jeśli to robią,  nie jest to postrzegane dobrze.

Jeśli kobieta przeklnie w rozmowie z mężczyzną, nie jest to tak źle odbierane. Natomiast rzucanie wulgaryzmami przez mężczyznę w rozmowie z kobietą odbierane jest jednoznacznie jako brak szacunku. Ja osobiście nie wyobrażam sobie, żeby jakiś mężczyzna przeklinał w rozmowie ze mną, raczej nie kontynuowałabym rozmowy. Nie lubię też, gdy wulgaryzmy rzucane są na prawo i lewo przez którąkolwiek z płci, gdy znajduję się w towarzystwie mieszanym.

Zapytałam znajomych mężczyzn, jak odbierają innych przeklinających mężczyzn - większość odpowiedziała, że nie przeszkadza im to. Natomiast wszyscy stwierdzili, że nie lubią przeklinających kobiet! Czyżby kierowali się tu stereotypem delikatnej złotoustej damy, której to nie przystoi rzucanie mięsem? :) Mój mąż raz się wręcz obraził, gdy w dyskusji mnie poniosło i użyłam przekleństwa. On tego nie robi w rozmowie ze mną i oczekuje, że ja nie będę tego robiła.
Natomiast pracował kiedyś w firmie z kilkoma mężczyznami i jedną kobietą. I to ona klęła jak szewc, czy był ku temu powód, czy nie. Oni w rozmowie z nią nie przeklinali, ona nie potrafiła rozmawiać bez przeklinania. Tomek mówił, że bardzo go to drażniło. Zapewne był to sposób tej pani na przetrwanie w męskim gronie, być może chciała sobie tym zaskarbić ich szacunek - stało się jednak zupełnie odwrotnie. W swoim gronie nie traktowali jej jak kobiety, bo zachowywała się jak facet.

Nie lubię, gdy ktoś przeklina przy dzieciach, przy osobach starszych, w towarzystwie mieszanym, gdy nie wszyscy znają się na równi. Według mnie to nieeleganckie. A czasem przekleństwo może nas także słono kosztować:
Art. 141. Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych,podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1 500 złotych albo karze nagany.
Kodeks wykroczeń
Przypomina mi się jeszcze anegdotka z któregoś wykładu na studiach. Oburzony czymś student rzucił w głos donośne "kurwaa!", co pewien profesor skomentował:
- Tyle jest w naszym języku pięknych słów, a ty wybrałeś właśnie to...
:)

Dbajmy o nasz język, o kulturę wypowiedzi, ale nie popadajmy w paranoję. Wszystko w granicach rozsądku.

niedziela, 9 lipca 2017

Lista wakacyjnych celów dla dziecka

To są drugie prawdziwe wakacje pierworodnego, wolne od przedszkola, ale chyba pierwsze tak świadome. Chociaż syn uwielbia swoje przedszkole, z niecierpliwością czekaliśmy lata i wakacji, w czerwcu wręcz odliczając dni. 

W życiu jest tak, że nie jesteśmy w stanie zapamiętać każdego pojedynczego dnia. Często są one do siebie podobne, mijają według określonej rutyny i mieszają się nam w głowie, mało co z nich zostaje. Doskonale wiem, że zapamiętujemy rzeczy nowe, inne, wyjątkowe. Wycieczki, spotkania, pierwsze razy, nowe miejsca, nowe smaki. Staramy się więc zachować równowagę między bezpieczną, codzienną rutyną a odrobiną szaleństwa w życiu naszych dzieci. Od poniedziałku do piątku jest pewien rytuał, natomiast weekendy są bardzo intensywne i wypełnione atrakcjami.

Syn wpadł na pomysł stworzenia listy rzeczy do zrobienia w wakacje. Bardzo podobała mu się lista zadań do wykonania z kalendarza adwentowego i chciał stworzyć taką na lato. On dyktował, ja zapisywałam i lista zawisła na naszej lodówce. 
A na niej, m.in.:

- pojechać na cały dzień do dziadków,
- jeść dużo lodów i truskawek (jak go do nich przekonałam? klik), 
- pojechać na plażę i zbudować zamek z piasku,
- pojechać na plażę wieczorem i zbierać muszelki,
- pojechać na basen, 
- pojechać do kina, 
- pójść do teatru,
- odwiedzić kolegów z przedszkola, 
- zaprosić kolegów do nas, 
- pojechać do babci Hani (500km!),
- zrobić ognisko i zjeść z niego ziemniaczka,
- popłynąć statkiem pirackim, 
- zjeść watę cukrową,
- zrobić kino w domu - z popcornem, 
- zrobić piknik na łące, 
- zbudować w domu namiot / bazę,
- pojechać gdzieś pociągiem, 
- pójść na kulki (do sali zabaw),
- spróbować owoców sezonowych (mała sugestia mamy...),
- pojechać na wycieczkę, 
- kąpać się w basenie na ogródku u dziadków, 
- znaleźć skarb!

Lista stopniowo się powiększa, bo synkowi przychodzą kolejne pomysły do głowy, ale mamy też już na koncie pierwsze wykonane zadania. Wata cukrowa, której nigdy nie jadł, okazała się być za słodka (uff!) i po dwóch kęsach oddał ją tacie, który ucieszył się jak dziecko :).

wtorek, 4 lipca 2017

Czerwiec 2017 - Tu i teraz

Czerwiec był miesiącem kiepskich seansów - co włączaliśmy jakiś film, okazywał się gniotem. Jednak trafiło się kilka całkiem znośnych i je w pierwszej kolejności polecam. Skończyłam także serię książek z Chyłką Remigiusza Mroza i nie mogę doczekać się następnej części!

------------------------------------------
FILMY

KIDNAP / PORWANY

Na oczach matki (Halle Berry) zostaje porwany jej 4-letni syn. Kobieta nie waha się ani chwili i udaje się w samochodowy pościg za porywaczami.
Historia, która mnie jako matkę trzymała w napięciu przez cały film. Nie jest to może arcydzieło kina akcji, ale warto obejrzeć. Mój mąż, kierowca zawodowy, jak zwykle kręcił nosem na niektóre naciągane sceny, a na koniec miał jeden morał: zawsze miej zatankowany pełen bak ;).



DIRTY GRANDPA / CO TY WIESZ O SWOIM DZIADKU?

Wnuk zabiera swojego świeżo owdowiałego dziadka na przejażdżkę po Florydzie. 
Komedia śmieszna pół na pół - to jest na jeden kiepski żart przypadał jeden dobry, czasem śmiałam się do łez, czasem  byłam zniesmaczona. Robert De Niro daje jednak radę w każdym wieku :).



OCEAN DESPERACJI

Małżeństwo z pięcioletnim synem wyrusza w rejs po Karaibach. Z powodu awarii łodzi zostają uwięzieni na wyspie. Po kilku dniach pojawia się pomoc - miejscowy rybak żąda za nią miliona dolarów. Głównego bohatera zabiera na ląd, a żonę z synem pozostawia na wyspie. Rozpoczyna się walka z czasem w różnych nieprzewidzianych okolicznościach. 
Co człowiek jest w stanie zrobić, by uratować rodzinę? Do czego jest zdolny?
Typowy thriller, momentami nieco naciągany, ale trzymający w napięciu.

------------------------------------------------   

KSIĄŻKI

"KASACJA" - REMIGIUSZ MRÓZ

Prawniczka Joanna Chyłka wraz ze swoim aplikantem podejmuje się obrony człowieka oskarżonego o podwójne zabójstwo, który ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza, że jest mordercą, a który spędził dziesięć dni w swoim mieszkaniu, w towarzystwie zwłok. Manipulacje, intrygi i cięty język Joanny Chyłki wprowadzają nas w prawniczy świat.



ZAGINIĘCIE - REMIGIUSZ MRÓZ

Chyłka tym razem broni małżeństwa oskarżonego o zabójstwo swojej 3-letniej córki. Dziewczynka zniknęła z własnego domu - w środku nocy, przy włączonym alarmie. Brak śladów porwania kieruje cień podejrzeń na rodziców, którzy nie przyznają się do winy.




REWIZJA - REMIGIUSZ MRÓZ

Robotnik z Ursynowa zostaje oskarżony o zabójstwo żony i córki, które były ubezpieczone na horrendalną sumę pieniędzy.


IMMUNITET - REMIGIUSZ MRÓZ

Sędzia Trybunału Konstytucyjnego zostaje oskarżony o zabójstwo człowieka, z którym nie miał żadnych powiązań.  


INWIGILACJA - REMIGIUSZ MRÓZ

Chyłka decyduje się bronić islamisty oskarżonego o planowanie ataku terrorystycznego. Pewna para rozpoznaje w nim swojego syna, zaginionego przed laty w Egipcie. Ten jednak posługuje się innym nazwiskiem i nie przyznaje do tożsamości.


Cała seria z Chyłką to przede wszystkim potężna dawka wiedzy prawniczej, przemycanej w przystępny dla przeciętnego czytelnika sposób. Mróz, jako prawnik z wykształcenia, używa żargonu jurydycznego w sposób, który nie tylko nie męczy laika, ale wręcz rozbudza jego chęć nauki ;). Wątek głównych bohaterów - Chyłki i Oryńskiego, rozwijający się na kartach wszystkich części, wije się ospale pomiędzy intrygami bohaterów pobocznych. Nic nie jest oczywiste, nie ma tu zwyczajowego romansu ze złamanym sercem w tle, ale zdecydowanie są emocje.

Polecam ogromnie, nawet bardziej niż serię z Forstem.

Poza tym w końcu zaczął się na dobre sezon na owoce!



Pogoda dopisuje, uskuteczniamy więc aktywności na świeżym powietrzu:

A przede mną wakacje z dwójką dzieci w domu. Strach się bać :).

W czerwcu napisałam na blogu:
- Krem chałwowy - przepis na szybki deser,
- Kult brzucha, czyli o tym, czy matka ma prawo... - moje trzy grosze do afery brzuchowej Anny Lewandowskiej,
- Nauka pływania dla małych dzieci - czy kurs pływania dla przedszkolaka ma sens?
- Roczek Drugorodnego - o urodzinach syna,
- Pieczona ciecierzyca - vel cieciorka, czyli prosta i zdrowa przekąska,
- Związek na odległość - czy to ma sens? - nasza historia,
- O kobiecie, której nie lubię - tekst, który chodził za mną od tygodni,
- Tusz do rzęs P2 Glam de luxe - testowanie - moje najnowsze odkrycie kosmetyczne,
- Studia przy niemowlaku - jak zrobiłam studia podyplomowe, karmiąc piersią.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...