Dzieciństwo to czas, gdy zdani jesteśmy na łaskę dorosłych - oni objaśniają nam świat i pomagają go zrozumieć. Zewsząd słyszymy mądrości i zasady, które mają nas ukształtować. Mogą one nam się nie podobać, ale musimy się do nich stosować.
Wydawałoby się, że w dorosłym życiu jesteśmy całkowicie wolni i możemy postępować według własnych zasad. Wydawałoby się, że wychowując dzieci popełniamy własne błędy i ustalamy własne zasady. Pozwalamy dzieciom na to, na co nam nie pozwalano, chcemy dać im więcej, niż sami mieliśmy. Nie chcemy popełniać błędów naszych rodziców, a jednak... często je popełniamy, zupełnie nieświadomie. Pewne zdania, pewne schematy zostały zaszczepione w naszej głowie w dzieciństwie i przypominamy je sobie w różnych sytuacjach.
Najczęściej pod wpływem emocji - wypowiadamy je na głos bezwiednie. Czasem jednak zaczynamy się zastanawiać, dlaczego to powiedzieliśmy? Dlaczego nam to przyszło do głowy? Przecież wcale tak nie uważamy.
To właśnie jest zaszczepiony głos naszych rodziców. Rodziców, którzy wychowywali nas w zupełnie innych czasach, którzy nie mieli do dyspozycji tyle fachowej wiedzy i literatury na temat wychowania i polegali najczęściej na tym, co sami wynieśli z domu, popełniając nieumyślne błędy.
Zapytałam na lokalnej grupie dla mam na Facebooku oraz na moim ulubionym forum o to, czy kojarzą takie zaszczepione schematy, z którymi nie do końca się zgadzają, a które zdarza im się powtarzać.
Kilkukrotnie zostało wymienione przysłowie "Dzieci i ryby głosu nie mają". Smutne, ale prawdziwe. Ilu z nas słyszało je w dzieciństwie? Zestawienie dziecka z rybą i pozbawienie go możliwości wypowiadania się jest jakże krzywdzące, a jednak w tamtych czasach się przyjęło. Dziś na szczęście większość współczesnych rodziców szanuje zdanie dziecka, a już na pewno pozwala mu je wypowiadać na głos.
Równie często padało hasło "Uspokój się" w stosunku do płaczącego dziecka. Wymagano od nas zaprzestania płaczu, bo ten drażnił dorosłych. Jakie są tego skutki, przekonujemy się w dorosłym życiu. Emocje należy przeżywać, nie wolno ich tłumić. Naszym zadaniem jest bycie przy dziecku w trudnej dla niego chwili, zaoferowanie wsparcia, rozmowy. Akceptacja - a nie negowanie. Każdy człowiek ma prawo przeżywać emocje i nie należy wymagać od niego samokontroli.
Na trzecim miejscu znalazło się straszenie. "Nie biegaj, bo upadniesz", "Nie idź tam, bo pan cię zabierze" itp. Kiedyś straszenie dzieci było na porządku dziennym, robiono to w celu podporządkowania ich sobie. Nie tłumaczono im, dlaczego czegoś nie wolno. A wystarczyło powiedzieć: "Nie chcę, żeby stała ci się krzywda", "Nie chcę, żebyś się oddalał, boję się, że się zgubisz". Do dziś zastanawiam się, czy mnie ktoś w dzieciństwie nie straszył piwnicą, bo ja do piwnicy nie zejdę! Do naszej obecnej przez 6 lat mieszkania tu sama nie zeszłam nigdy :). Dziecku bardzo łatwo zaszczepić lęk przed czymś, warto uważać na to, co się mówi.
Pojedynczo padały znane chyba wszystkim: "Nie rób głupich min, bo tak ci zostanie", "Nie siadaj na kamieniu, bo dostaniesz wilka", "Nie baw się ogniem, bo się w nocy zesikasz", a nawet "Nie płacz, bo będzie cię bolała głowa"... Kilka matek podpisało się także pod hasłem: "Inne dzieci tyle nie mają" - czasy się zmieniają, teraz dzieci mają prawie wszystko, ale nadal zdarza nam się tak powiedzieć.
Wymieniono także jakże krzywdzące "Chłopcy nie płaczą" oraz straszenie, że jeśli dziecko nie posprząta zabawek, to zostaną one mu odebrane i oddane komu innemu (padło nawet hasło Caritas!). Oczywistym jest, iż chłopcy tak samo jak dziewczynki mają prawo do płaczu, a strasząc dziecko odebraniem mu zabawek uczymy je, że tak naprawdę nic nie jest jego własnością.
Osobiście notorycznie walczę z hasłem, które ciśnie mi się na usta w momentach, gdy moje dzieci płaczą - "Nie ma powodu do płaczu!" (wersja znana mojej koleżance - "Zaraz dam ci powód do płaczu"). Uporczywe wycie dziecka, oczywiście z bardzo błahego powodu według mnie, potrafi wwiercać się do głowy i drażnić, zwłaszcza, gdy mój kubeczek potrzeb także jest pusty. Wiem jednak, że to, co słyszę w głowie - to nie jest moje, owszem, słyszałam to w dzieciństwie, jednak wcale tak nie uważam. Przecież wiem, że skoro one płaczą, to mają powód, dla nich zapewne bardzo ważny. Moją rolą jest bycie przy nich w tym trudnym momencie, zaakceptowanie ich uczuć i pomoc w zrozumieniu tego, co czują. Dzieci nie potrafią panować nad emocjami, ba, niejeden dorosły tego nie potrafi! A jednak uczuć dorosłych nikt nie neguje, natomiast moje pokolenie zostało wychowane w duchu mądrości iż ryby i dzieci głosu nie mają. Moje dzieci mają głos i moją rolą jest go wysłuchać - ignorując ten brzmiący w mojej głowie, zaszczepiony w dzieciństwie.
Nic nie poradzimy na to, jakie schematy zostały w nas zaszczepione. Możemy jednak być ich świadomi i walczyć z nimi, starając się być jak najlepszymi rodzicami dla naszych dzieci, rodzicami - przewodnikami, parafrazując Janusza Korczaka:
Dziecko jest cudzoziemcem, nie rozumie języka, nie zna kierunku ulic, nie zna praw i zwyczajów. [...] Potrzebny przewodnik, który grzecznie odpowie na pytanie. *
Wychowawca, który nie wtłacza, a wyzwala, nie ciągnie, a wznosi, nie ugniata, a
kształtuje, nie dyktuje, a uczy, nie żąda, a zapytuje, przeżyje wraz z
dzieckiem wiele natchnionych chwil, łzawym wzrokiem nieraz patrzeć
będzie na walkę anioła z szatanem, gdzie biały anioł tryumf odnosi.**
* Janusz Korczak, Dzieła, tom 7: Jak kochać dziecko. Prawo dziecka do szacunku, Warszawa: Oficyna Wydawnicza Latona, 1993
** Janusz Korczak, Dzieła, tom 7: Jak kochać dziecko. Dziecko w rodzinie, Warszawa: Oficyna Wydawnicza Latona, 1993