Od rozpoczęcia roku szkolnego czas leci jak szalony. Wrzesień zaskoczył nas nagłymi zmianami pogody i wahaniami temperatur. Pogoda dyktowała nam sposoby na spędzanie czasu - całe dnie na dworze przeplatane całymi dniami w domu...
Lekcja biologii w plenerze :)
W zeszłym roku Starszak chodził na karate, jednak chyba nie załapał bakcyla, bo w tym roku wybrał zajęcia z robotyki.
Znalazłam nowe miejsce na robienie rzeźby - siłownia Fit Garaż na Banacha :)
W naszym przedszkolu odbył się festyn jesienny:
A na festyn ze Słupskimi Bańkami Mydlanymi wybraliśmy się mimo brzydkiej pogody:
Żadne z członków mojej rodziny nie potrafi przejść obojętnie obok leżącego kasztana :)
Ze Starszakiem i jego kolegą byliśmy w kinie na "Młodzi Tytani: Akcja!" i piszę o tym tylko dlatego, że był to pierwszy film w moim życiu, który przesiedziałam na telefonie... Taaaaka nuda.
W ramach Festiwalu Scena Wolności wybrałam się z koleżankami do teatru na "Kochanie, zabiłam nasze koty", post-wodewil Doroty Masłowskiej. Wyszłyśmy absolutnie zachwycone, a piękna muzyka i teksty tkwiły mi w głowie jeszcze długo. Polecam gorąco, sama chętnie wybiorę się na to jeszcze raz, jeśli będzie okazja.
Wraz z jesienią zaczynam zawsze więcej czytać i całe szczęście, bo sterta pozycji czekających na swoją kolej stale rośnie :).
Oby złota polska jesień potrwała jak najdłużej :).