Nie lubię marnować czasu. Nie lubię stać w miejscu, lubię ciągły rozwój.
Wiedząc, że mam przed sobą rok urlopu macierzyńskiego, postanowiłam nie zmarnować tego czasu i spróbować wykorzystać go także na samorozwój. Z doświadczenia wiedziałam, że przy niemowlaku jest co robić, jednak odważyłam się i - po latach przerwy poszłam na studia ;). Podyplomowe, zaoczne, uzupełniające moje wykształcenie.
W zeszły weekend miałam obronę pracy dyplomowej i tym samym studia ukończyłam. Jestem z siebie dumna, bo udało mi się to mając niemowlaka karmionego piersią.
Jak wyglądało to w praktyce?
Wykłady odbywały się w soboty i niedziele, średnio co drugi weekend, ale często rzadziej. Trwały około 6 godzin.
Pierwsze zajęcia zaczęły się, gdy Maks miał 5 miesięcy, był więc wyłącznie na piersi. Do takiego weekendu przygotowywałam się, ściągając mleko laktatorem w tygodniu i mrożąc zapas. Podczas mojej nieobecności syn dostawał moje mleko z butelki. Początkowo niechętnie, pił niewiele i tylko jak już był bardzo głodny, z czasem jednak oswoił się z butelką.
Ok, synek miał zapewniony wikt, a co ze mną? Prawie 7-godzinna przerwa to dla moich piersi na tamten moment był zbyt długi czas. Odpadał pomysł, żeby mąż chociaż raz przywoził Maksa na karmienie, bo on wtedy bardzo ulewał (klik) i nie mógł sam jeździć z tyłu. Zabierałam więc ze sobą laktator i mniej więcej w połowie wykładów zamykałam się na 20 minut w toalecie (na szczęście łazienki były na poziomie). Ściągnięte mleko wkładałam do schłodzonej torby izotermicznej. Po powrocie do domu Maks dostawał w butli to mleko, które ściągnęłam na zajęciach, a ja ściągałam kolejną porcję i wkładałam ją do lodówki (na kolejny dzień) lub do zamrażarki (na następny weekend).
Po ukończeniu przez Maksa 6 miesiąca życia zaczęliśmy rozszerzanie jego diety. Doszły posiłki stałe, mogłam więc przygotowywać mniejszy zapas mleka. Wydłużyła się przerwa w karmieniach z piersi, ja jednak nadal ściągałam mleko na zajęciach, żeby uniknąć zastojów (niestety kilka razy mi się przytrafiły, nic fajnego!) i nie zaburzyć laktacji. I tak się stało, że ja skończyłam studia, a Maks nie skończył jeszcze przygody z mlekiem mamy :).
Butelka wprowadzona w tak okazjonalny sposób nie zaburzyła naszego karmienia się. Laktator okazał się nieoceniony. O powodach, dla których warto go kupić laktator pisałam tu - klik.
Pierwsze zajęcia zaczęły się, gdy Maks miał 5 miesięcy, był więc wyłącznie na piersi. Do takiego weekendu przygotowywałam się, ściągając mleko laktatorem w tygodniu i mrożąc zapas. Podczas mojej nieobecności syn dostawał moje mleko z butelki. Początkowo niechętnie, pił niewiele i tylko jak już był bardzo głodny, z czasem jednak oswoił się z butelką.
Ok, synek miał zapewniony wikt, a co ze mną? Prawie 7-godzinna przerwa to dla moich piersi na tamten moment był zbyt długi czas. Odpadał pomysł, żeby mąż chociaż raz przywoził Maksa na karmienie, bo on wtedy bardzo ulewał (klik) i nie mógł sam jeździć z tyłu. Zabierałam więc ze sobą laktator i mniej więcej w połowie wykładów zamykałam się na 20 minut w toalecie (na szczęście łazienki były na poziomie). Ściągnięte mleko wkładałam do schłodzonej torby izotermicznej. Po powrocie do domu Maks dostawał w butli to mleko, które ściągnęłam na zajęciach, a ja ściągałam kolejną porcję i wkładałam ją do lodówki (na kolejny dzień) lub do zamrażarki (na następny weekend).
Po ukończeniu przez Maksa 6 miesiąca życia zaczęliśmy rozszerzanie jego diety. Doszły posiłki stałe, mogłam więc przygotowywać mniejszy zapas mleka. Wydłużyła się przerwa w karmieniach z piersi, ja jednak nadal ściągałam mleko na zajęciach, żeby uniknąć zastojów (niestety kilka razy mi się przytrafiły, nic fajnego!) i nie zaburzyć laktacji. I tak się stało, że ja skończyłam studia, a Maks nie skończył jeszcze przygody z mlekiem mamy :).
Butelka wprowadzona w tak okazjonalny sposób nie zaburzyła naszego karmienia się. Laktator okazał się nieoceniony. O powodach, dla których warto go kupić laktator pisałam tu - klik.
Czy było mi ciężko?
Cóż, jak wiadomo, przy małym dziecku nie ma się zbyt wiele (żeby nie powiedzieć wcale) czasu wolnego. Faktem jednak jest, że im więcej obowiązków bierzemy na siebie, tym jesteśmy bardziej zorganizowani. Pewnie, że nie chciało mi się tak z tym laktatorem - podziwiam kobiety, które stosują kpi (karmienie piersią inaczej) przez cały okres karmienia i co 3 h ściągają mleko, czasem utrzymując laktację rok i dłużej!
Ale studia okazały się świetną odskocznią i nie miały w sobie nic z obowiązku. Fajnie było ubrać się bardziej kobieco, niż na spacer z dzieckiem, założyć buty na obcasie zamiast trampek, jakąś biżuterię, a nawet rozpuścić włosy ze zwyczajowego koczka na czubku głowy. Przy dziecku żadna z tych rzeczy nie wchodzi w grę, chyba że chce się zostać bez włosów lub bez ucha ;). Łapałam kubek termiczny z kawą, cmokałam moich chłopaków i wychodziłam, by zrobić coś dla siebie. Oni świetnie sobie radzili beze mnie, a ja bardzo doceniałam fakt, że mogę przez kilka godzin spełnić się intelektualnie. Dzięki wieczornemu rytuałowi mogłam uczyć się przez kilka godzin po uśpieniu dzieci.
Studia podyplomowe to czysta przyjemność - ma się już wiedzę, doświadczenie, nauka jest wręcz relaksem. Nie ma stresu przed egzaminami czy nawet obroną. Nawet nieco żal, że się skończyły.
Może wymyślę kolejne? :)
napiszę najpierw: GRATULACJE!
OdpowiedzUsuńSuper, że potrafisz się zorganizować.
I podzielam zdanie, że im więcej mamy na głowie tym lepiej umiemy wszystko zorganizować.
pozdrawiam.
Gratuluję ukończenia studiów. Gratuluję odwagi na taki krok, świetnie, że myślisz również o sobie i swoim rozwoju. Z doświadczeni wiem, że chcieć to mów w przypadku karmienia.
OdpowiedzUsuńGratuluję wytrwałości ;)
OdpowiedzUsuńGratulacje! To jest wyczyn!
OdpowiedzUsuń