Cud na rzece Hudson to temat, który mnie fascynuje. Chyba każdy pamięta historię samolotu, który wylądował awaryjnie na rzece i przeżyli wszyscy ze 155 osób na pokładzie. Oglądałam już kilka filmów dokumentalnych o tym, a także jeden z odcinków "Katastrof w przestworzach". Byłam bardzo ciekawa pełnometrażowego filmu z Tomem Hanksem, który wcielił się w rolę niesamowitego pilota Chesleya "Sully'ego" Sullenbergera.
Sześć minut po starcie z lotniska w samolot uderza stado ptaków - siadają oba silniki. Cytując za Wikipedią (klik), konsekwencją jest kontrolowany lot szybowcowy i opadanie. Piloci mają sekundy na podjęcie decyzji - główny bohater decyduje się posadzić samolot na środku rzeki Hudson. Po 'udanym'' lądowaniu następuje ewakuacja, pasażerowie wychodzą na skrzydła. Ratują ich przypływające promy. Jest styczeń, woda ma 5 stopni.
Clint Eastwood postanowił opowiedzieć widzom nie tylko historię samego lądowania i akcji ratunkowej, ale także tego, co działo się potem - próby osądzenia pilotów za ten wyczyn. Przeżyli, to może powinni spróbować dolecieć do lotniska, może samolot dałoby się uratować? W końcu miliony poszły na dno... Tam, gdzie chodzi o pieniądze, tam musi znaleźć się winny. Śledczy próbują ją udowodnić pilotowi. Gdyby im się to udało, na sam koniec kariery Sully zostałby wykluczony ze środowiska zawodowego i pozbawiony prawa do emerytury.
Eastwood podkreśla rolę bohaterów, nie tylko Sully'ego - nazywa
bohaterami wszystkich członków akcji ratunkowej, którzy przeprowadzili
ją w 24 minuty. Nikt nie zawiódł, każdy wykazał się profesjonalizmem w swojej branży, dzięki czemu ocaleli wszyscy pasażerowie, bez
większych uszczerbków na zdrowiu - przynajmniej tych fizycznych. Przedstawiona wspólnota w działaniu służb ratunkowych tworzy niesamowity klimat - bezpieczeństwa, spokoju, nadziei na szczęśliwe zakończenie nawet w obliczu katastrofy. Na pewno przyczyniły się do tego wydarzenia z 11 września.
Film trzyma w napięciu, pomimo, iż wiemy, co będzie dalej i pomimo braku sztucznie podkręcanej akcji czy fantastycznych momentów. Dreszcze na całym ciele wywołuje właśnie realność całej sytuacji - to się wydarzyło naprawdę, to się mogło przydarzyć każdemu.
Zdecydowanie polecam.
Bardzo lubię takie filmy, gdzie liczy się każda sekunda. Czuję się po nich strasznie zmęczona, ale myślę, że warto :)
OdpowiedzUsuńZnam tę historię i mnie ona również fascynuje. Uwielbiam Toma Hanksa, a Clinta Eastwooda ubóstwiam, więc mimo że nie lubię filmów, ten chcę koniecznie zobaczyć. Dzięki za recenzję, bez niej nie wiedziałabym nawet, że taki film istnieje! :)
OdpowiedzUsuń