Trafiłam niedawno na artykuł o ojcu, którego z dwójką dzieci wyprosił z autobusu kierowca. Wyprosił, bo dzieci były niegrzeczne.
Już sama sytuacja jest dla mnie niewyobrażalna i nie powiem, jakie słowa cisną mi się na usta, na myśl o tym kierowcy. Ciekawe, czy w ten sam sposób wyprasza grupki rzucających mięsem chłystków.
Ale włos zjeżył mi się na głowie dopiero po zajrzeniu w komentarze - 90% z nich popierała kierowcę. To, jakie epitety leciały w stronę ojca i dzieci, to przechodzi ludzkie pojęcie.
W jakich czasach przyszło mi wychowywać dzieci?
W czasach, gdy zachęca się młodych do prokreacji i zakładania rodzin, z obawy przed tym, że nie będzie komu pracować na emerytury, a jednocześnie spycha ich na margines, każąc zamknąć się z dzieckiem w domu, nie karmić piersią w miejscach publicznych (chyba, że w to w toalecie), nie chodzić do restauracji, nie jeździć autobusem, pociągiem, nie latać samolotem, a jeśli już, to wszędzie trzymać dziecko na krótkiej smyczy, z buzią zaklejoną plastrem. Dorosły może sobie rzucić k..., dziecko nie ma prawa płakać czy się złościć.
To czasy, gdy nie zauważa się kobiet w ciąży, nie przepuszcza ich w kolejce do kasy w sklepie, nie ustępuje im miejsca w tramwaju, odmawia skorzystania z toalety w restauracji, bo jest tylko dla klientów!
Gdy każdy ocenia nasze metody wychowawcze, choć niejednokrotnie sam nie ma dzieci i nie ma zielonego o nich pojęcia. Gdy krytykuje się matki za długie karmienie piersią (co to kogo obchodzi!), za siedzenie w domu (a miejsc w żłobkach i przedszkolach jak na lekarstwo), za brak czapeczki czy za zbyt głośne mówienie do dziecka w sklepie (autentyk!).
Gdy kobiety dostają wypowiedzenie z pracy tuż po powrocie z macierzyńskiego lub dlatego, że zbyt często biorą l4 na chore dziecko.
Gdy młode mamy nazywa się 'madkami', a dzieci mianem "500+". Gdy brak kultury i nieuprzejmość tłumaczy się roszczeniową postawą matek i ojców. Idą tacy z dzieckiem, z wózkiem do ludzi i mają czelność oczekiwać zrozumienia!
Na szczęście są na świecie także ludzie normalni - dobrzy, pomocni i zauważający drugiego człowieka. Jakiś czas temu sama takiego spotkałam w osiedlowym sklepie (klik) i spotykam się na co dzień z miłymi gestami w stosunku do moich synów.
A wszyscy bezdzietni, krytykujący rodziców, nietolerujący dzieci i odmawiający im prawa do korzystania z przestrzeni publicznej zapominają, że kiedyś będą ponownie jak te dzieci właśnie - wymagający opieki, nieporadni, bezsilni, a nader wszystko samotni i pragnący kontaktu z drugim człowiekiem. Oby mieli szansę trafić na opiekunów, którzy są dobrymi ludźmi, bo kiedyś rodzice nauczyli ich empatii i szacunku do drugiego człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz