Za nami listopad - Jeden z dwóch najważniejszych miesięcy w roku, odkąd urodził się mój pierworodny. Punktualny pierworodny, który przyszedł na świat w dniu wyznaczonego przez ginekologa terminu rozwiązania (siłami natury!). Zaplanowane lubi mieć po mamusi :). Jego urodziny także planujemy z wyprzedzeniem i w zasadzie cały miesiąc kręci się wokół nich.
Listopad stał także pod znakiem pierników i kalendarzy adwentowych, które oczarowały rodzinę i znajomych. Nie ma to jak starać się rozciągnąć dobę i dodawać sobie roboty, choć jej i tak jest dużo przy małych dzieciach :).
O tym, jak bardzo byłam zajęta świadczy fakt, że przez cały miesiąc przeczytałam tylko dwie książki i to nic specjalnego :). Mam nadzieję, że w grudniu nadrobię, bo to aż wstyd i źle się z tym czuję :).
Obejrzałam za to kilka fajnych filmów, szczególnie zaś polecam "2.22" - tytuł to godzina, o której zaczyna się dziać coś dziwnego.
Obejrzałam za to kilka fajnych filmów, szczególnie zaś polecam "2.22" - tytuł to godzina, o której zaczyna się dziać coś dziwnego.
Kontroler lotów zauważa na niebie dziwny rozbłysk - ma to związek z docierającym do Ziemi światłem planety, która wygasła 30 lat temu. Od tego momentu zauważa on ten sam schemat, powtarzający się każdego dnia.
Film przepiękny, klimatem trochę przypominał mi "Pasażerów". SF, ale pozbawiony jakichś większych efektów specjalnych, przez co historia wydaje się jeszcze bardziej rzeczywista. Główni bohaterowie są z mojego rocznika :). Temat przeznaczenia, podróży w czasie, losów zapisanych w gwiazdach i wędrówki dusz od zawsze mnie fascynował. W którejś z recenzji dojrzałam określenie głównego bohatera jako 'drwaloseksualnego macho' i coś w tym jest (notabene ta postać nieco zlała mi się z graną przez niego postacią w "Wieku Adelaine"). Sama fabuła bardzo ciekawa, jednak mniej więcej w połowie filmu emocje opadają i wszystko zostaje nam podane na tacy - w zakończeniu nic nie dziwi. No, prawie nic :). Nie mniej na czas seansu wyłączyłam się kompletnie, o co w domu, przy wiercącym się 17-miesięczniaku dość trudno. Na koniec został mi bardzo pozytywny nastrój. Polecam serdecznie.
Poniżej jedna z najpiękniejszych scen w filmie i piękna muzyka. Szkoda, że u nas nie ma jeszcze takich powietrznych baletów :).
Całkiem znienacka koleżanka zabrała mnie na bardzo kameralny koncert Patrycji Markowskiej, o którym więcej pisałam tutaj (klik). Cudowny wieczór, choć skończył się gorączką u starszaka - przypałętała się pierwsza w tym sezonie choroba, pierwsza od 9 miesięcy. Prawdą jest, że w kolejnych latach przedszkola z chorowaniem jest już lepiej :).
Blogowo także nie byłam zbyt twórcza, powstały jedynie dwie notki:
- 5. urodziny Starszaka - relacja z wielkiego dnia, a właściwie trzech dni :),
- Ciecierzyca z ryżem - przepis na szybki i zdrowy obiad.
Od trzech dni zaś mamy grudzień i klimat świąteczny w pełni. Zwłaszcza po wczorajszym wypieku ponad 3kg pierniczków, które będę zdobić razem z synem :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz