Po raz pierwszy w życiu zrobiłam swoje własne kiszonki. Jestem wielką fanką probiotyków i wiem, jak ważne jest ich spożywanie. Kiszonki są ich bardzo dobrym źródłem. W mojej kuchni często goszczą te najpopularniejsze - ogórki kiszone (mamy i babci) i kapusta kiszona (do tej pory kupna).
Szukając inspiracji na temat tego, co można kisić, trafiłam na Facebooku na grupy 'Pozytywnie zakiszeni' i 'Fermentujemy rośliny'- to istna skarbnica wiedzy! Czego tam nie kiszą!
Marchewka okazała się przepyszna! Przepis banalny - marchewka, woda, sól (ja dałam 'na oko'), 1 liść laurowy, 3 kulki ziela angielskiego i 2-3 łyżki wody z kapusty kiszonej albo ogórków (lub kromka chleba na zakwasie). Słoik odstawiłam na 3 tygodnie na parapet kuchenny (nie ma pod nim kaloryfera). Zaglądałam co kilka dni, aż marchewki osiągnęły idealny dla mnie smak.
Największą przewagą kiszonej marchewki nad kapustą jest to, iż nie wzdyma! Można ją jeść do woli.
Nawet Adi zjadł ich dużą ilość do obiadu, bo fajnie chrupią. On kapusty kiszonej nawet nie tknie, a marchewkami się zajadał. Mamy więc kolejną broń w walce o dobrą odporność.
Dziś zniknęła 1/3 dużego słoika, czuję więc, że marchewki będę nastawiać na bieżąco, żeby zawsze były w lodówce (tak przechowujemy je po ukiszeniu).
brzmi smacznie, może też się skusimy? ;-)
OdpowiedzUsuńM.
nigdy nie robiłam swoich przetworów ale chyba tu się skuszę brzmi łatwo i smacznie
OdpowiedzUsuńPrzetwory zawsze dostawałam od Babci, więc nie miałam dotąd mobilizacji, żeby zabrać się za nie samodzielnie. Ale kiedyś przydałoby się tej sztuki nauczyć! :)
OdpowiedzUsuńKiszonki rządzą :) Bardzo fajna, zdrowa moda :) Co bedziesz kisić następnym razem?
OdpowiedzUsuń