W tym roku, po raz pierwszy w życiu, postanowiłam notować liczbę przeczytanych miesięcznie książek. Zapisuję wszystkie 'lekkie' powyżej 300 stron, bo inne to 'łykam' w godzinę lub dwie, oraz wszystkie naukowe. Średnia ilość na miesiąc od stycznia to 12. Jak udaje mi się tyle czytać?
Może się wydawać, że nic nie robię, tylko cały dzień siedzę i czytam.
Ach, za mną takie piękne czasy, gdy czytałam nawet przy stole na
imieninach u babci, na nudnych lekcjach w szkole (ukrywając książkę pod
zeszytem), czy zamykałam się na weekend w pokoju z jakąś niesamowitą
powieścią...
Niestety w dorosłym życiu nie ma tak dobrze,
zwłaszcza odkąd na świecie pojawił się potomek :). Nie lubię jednak marnować
czasu i zawsze mam przy sobie jakąś książkę, która niejednokrotnie
ratuje mi życie. Czytam, gdy zdarza mi się jechać do pracy autobusem, w
poczekalni do lekarza, w kolejce w banku itp, oczywiście także w wannie... Regularnie czytam
wieczorem przez jakąś godzinę, gdy mąż kąpie synka, i gdy po wieczornym
czytaniu bajki on zasypia a ja siedzę przy nim, oraz tuż przed pójściem
spać. Jednak oboje z mężem uwielbiamy
wieczory filmowe, nie wszystkie poświęcam więc książkom. W weekend czytam także podczas drzemki syna oraz na placu zabaw.
Przede wszystkim im więcej czytamy, tym czytamy szybciej. Osobiste rekordy biłam na studiach filologicznych. Wtedy też, aby mieć czas przeczytać cokolwiek co chciałam, musiałam najpierw przeczytać całą listę książek koniecznych, aczkolwiek niekoniecznie przeze mnie chcianych :). Najmniej natomiast czytałam w pierwszym roku rozkręcania własnej działalności gospodarczej i później niestety widziałam tego efekty. Czytanie redukuje stres - gdy go brakowało, stres się potęgował.
Póki co sięgam tylko po wersje papierowe. Przymierzam się do zakupu czytnika, ale jakoś tak nie jestem przekonana... Pewnie dlatego, że uwielbiam biblioteki, uwielbiam grzebać między półkami, rezerwować najbardziej poczytne tytuły i czekać na swoją kolej. Panie z moich ulubionych bibliotek znają mnie po imieniu, przymykają oko na przetrzymanie bądź same przedłużają mi pozycje, ale też zatrzymują pod biurkiem najlepsze kąski, które akurat wróciły :). Lubię też wymieniać się książkami ze znajomymi. Nie mam też czasu na audiobooki, choć uważam to za fajną alternatywę.
Jednocześnie czytam co najmniej dwie książki, z których jedna jest powieścią, kryminałem itp., a jedna czymś bardziej ambitnym, przeważnie z dziedziny psychologii i pedagogiki obecnie (rozwój osobisty i rodzicielstwo). Literaturę lekką oczywiście czyta się szybciej, dużo wolniej czytam książki naukowe, z których przyswajam interesującą mnie wiedzę, i z których często robię notatki, bądź też te w oryginale, po angielsku.
Do czytania najbardziej motywuje mnie sterta książek czekających na półce. Największe tempo czytania mam świeżo po wizycie w bibliotece lub księgarni, i zwalnia ono wraz ze zmniejszającą się ilością książek 'jeszcze nieprzeczytanych'. Wszak książki nie może zabraknąć! :)
Dawno też zrezygnowałam z zasady, aby czytać coś od początku do końca, i chociaż nadal rzadko, to jednak zdarza mi się zrezygnować z przeczytania czegoś, co okazuje się niewarte mojego czasu. Podobnie mam z filmami.
90% wybieranych przeze mnie pozycji to te, które mnie interesują. Jednak czytam także książki, które są akurat 'modne', reklamowane, o których jest głośno. Głównie dlatego, że chcę wyrobić sobie o nich własne zdanie i móc rozmawiać o nich z innymi.
Obecnie 'na tapecie' mam Cobena i Pawlikowską: