Strony

środa, 13 lipca 2016

Czy drugi poród jest łatwiejszy?

Będąc pierwszy raz w ciąży miałam wysoce sprecyzowane wyobrażenie dotyczące tego, jak powinien wyglądać poród. Ciążę znosiłam wspaniale, cały czas pracowałam i czułam się świetnie. Chciałam urodzić w terminie, ani wcześniej (remont!), ani później. Chciałam, żeby się samo zaczęło, i żeby nie było to w nocy. Po części się udało, urodziłam w dniu wyznaczonego terminu, jednak zaczęło się wieczorem dnia poprzedniego, cieknięciem wód płodowych. Jadąc na porodówkę byłam podekscytowana, nie bałam się - cóż, błoga nieświadomość :). Rodziłam całą noc, Starszak pojawił się na świecie dopiero rano. Z całości mam mgliste wspomnienia - byłam przyćmiona bólem, walczyłam z sennością, wyczerpaniem i dziwnym stanem, w który wprowadził mnie gaz rozweselający - porównywalnym do upojenia alkoholowego (dla mnie strasznym, bo nie piję i nie cierpię się tak czuć). Skupiona na sobie, tolerowałam jedynie mojego męża - panie położne dosłownie ignorowałam, nie odpowiadałam na pytania, za co później przepraszałam, ale tak działał na mnie ból. Każdy centymetr rozwarcia tworzył się wolno, w połowie poprosiłam o znieczulenie zewnątrzoponowe. Zadziałało rewelacyjnie na jakieś dwie godziny, później - jakby go nie było. 


W drugiej ciąży było inaczej. Znosiłam ją źle, często łapałam infekcje (mały przedszkolak ciągle coś przynosił) i nie mogłam doczekać się rozwiązania. Porodu jednak bałam się strasznie - świadomość tego, co mnie czeka powodowała wręcz ataki paniki. Tym razem chciałam, żeby zaczęło się nieco przed terminem (było mi już ciężko), najlepiej rano i żeby akurat nie było upału. Ginekolog pocieszał mnie, że za drugim razem jest łatwiej i szybciej. 

I było dokładnie tak, jak chciałam. Niecałe dwa tygodnie przed terminem zaczęły się skurcze co 20 minut, co jakiś czas zanikały. Chodziłam tak z nimi dwa dni. Trzeciego dnia wieczorem były już co 10 minut. Dochodziła 22, zaczynaliśmy się zbierać, gdy nagle... ustały. Zarządziłam pójście spać. O 3 w nocy zaczęły się znowu. Przeleżałam z nimi godzinę i wstałam. Zaczęły mi cieknąć wody. Na porodówkę trafiłam o 7 rano i usłyszałam od razu - rozwarcie 4cm. Poprosiłam o zzo, które tym razem zadziałało rewelacyjnie - skurcze były do wytrzymania. Przyspieszyło to też całą akcję, bo po pół godzinie rozwarcia było już 7cm, po kolejnej pół 9 cm. Młodszy pojawił się na świecie po 12. 

Był to całkiem inny poród - bardzo świadomy, spokojny, z momentami śmiechu. Po pierwszym mój mąż wyglądał, jakby go przejechał walec - tym razem cały czas dopisywał mu dobry humor. Pani anestezjolog nie mogła uwierzyć, że śmieję się pomiędzy skurczami. Położne żartowały, że w tym tempie mąż zdąży na mecz. Po wszystkim nie mogłam uwierzyć, że tak łatwo poszło. 

Na pewno zadziałało 'doświadczenie' - już wiedziałam, czego się spodziewać. Strach jednak przy drugim porodzie był o wiele większy, a mimo to natura okazała się łaskawa - rzeczywiście drugi raz wszystko dzieje się łatwiej i szybciej.

4 komentarze:

  1. no to świetnie, że tak gładko poszło i tego trochę zazdraszczamy, bo u nas drugi poród był o wiele gorszy wręcz przerażający, bo był moment gdy doszło do akcji reanimacyjnej a na sali porodowej było jak na filmach, tylu lekarzy, tyle działań i ja w panicznym strachu o Żonę i Nikodema...
    a potem jeszcze strach aby cesarka poszła bez problemów...
    a teraz pozostał niepokój czy po tym przyduszeniu Synek będzie normalnie się rozwijał?
    ale wierzę, że wszystko będzie dobrze...

    a jak Adrian odnosi się do braciszka? a braciszek daje spać w nocy?

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać nie ma reguły, najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. Adi bardzo dobrze, pokochał od razu miłością wielką, do tego stopnia, że jak podgryzam rączkę Maksyma i żartuję "Mama zje Maksyma", to Adi mówi "Mama, nie jedz go, ja chcę, żeby on był" :). A Maks śpi większość doby, a w związku z początkowym słabym przybieraniem wybudzam go co 3 h, a w nocy co 4h. Teraz już na szczęście nadrabia.

      Usuń
  2. Super ze tak dobrze było za drugim razem. To daje nadzieję dla innych :) może to właśnie juz świadomość i doświadczenie tak zadziałały...

    U mnie było, hmm, inaczej zupełnie. Pierwszy poród w 35tc po kilku dniach z kroplowka powstrzymują poród. Syn urodził się pół godz po skończeniu sie kroplowki kiedy to teoretycznie dano mi czas żeby się umyć i zjeść na spokojnie. Po pół godzinie Mały juz płakał po tej stronie. Poród naturalny... mąż zdążył dojechać gdy mnie już zszywano...

    Drugi w 37tc także po kroplowkach. Niestety na ktg zniknęło tętno syna i lekarz robili cesarke ze wskazań życiowych. Do teraz na samą myśl mam łzy w oczach.. na szczęście wszystko dobrze się skończyło. .. mąż dojechał gdy lekarze juz z bloku wychodzili...

    Bez porównania...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, to co mąż taki spóźnialski :). To szybko dzieciaczki chciały przyjść na świat, najważniejsze, że i u Was wszystko dobrze się skończyło.

    OdpowiedzUsuń