Nie jestem mistrzynią gotowania (co najwyżej pieczenia) i nie mogę powiedzieć, żebym to uwielbiała. Owszem, jak mam wenę i czas, to lubię sobie pokucharzyć. Na co dzień jednak stanie w kuchni zwyczajnie mnie wkurza i traktuję to jako obowiązek konieczny do wypełnienia.
Musimy jeść, a nie wyobrażam sobie codziennego jedzenia na mieście lub kupowania gotowców. Za bardzo cenię sobie zdrowie, żeby nie zwracać uwagi na to, co w siebie wrzucam. Czytanie składów produktów mam w nawyku i robię to automatycznie, zanim wrzucę coś do koszyka. Pierwszy syn do 2 roku życia nie zjadł nic ze sztucznymi dodatkami w składzie, do 3 roku zaś sporadycznie. Do teraz nie je większości rzeczy, które jedzą jego rówieśnicy - nie napije się coli, nie zje chipsów, nigdy nie jadł nic z McDonalds'a, poza lodem. Ja sama jadłam coś z Maca z dobre 10 lat temu, albo i jeszcze więcej.
Od czasu do czasu - nawet nie raz w miesiącu, zdarza nam się zjeść coś kupnego. Zazwyczaj jest to pizza z naszej ulubionej pizzerii.
Gotuję na co dzień, bo nie mam innego wyjścia. Zatem jak ułatwiam sobie gotowanie?
ROBIĘ ZAPASY
Raz w miesiącu jedziemy na duże zakupy z listą produktów, które wymagają uzupełniania. Ryże, kasze, makarony, mąki, fasola, ciecierzyca, soczewica, ziarna (słonecznik, sezam, siemię lniane, czarnuszka, chia). Plus warzywa i owoce, które mogą poleżeć. Na bieżąco dokupujemy nabiał i inne szybko psujące się produkty.
Raz na jakiś czas mrożę zapas domowych pierogów i innych nadwyżek kulinarnych, typu pyzy czy kotlety, które zostały z obiadu - mam je na kryzysowe sytuacje. Mrożę też warzywa i owoce sezonowe. Dynia pokrojona w kostkę jest gotowa na szybką zupę, a truskawki i jagody w owsiance przypominają smak lata. Nie mrożę zup - nie lubię smaku odmrożonej zupy. Kawałki delikatniejszego mięsa dla Maksa dzielę na małe porcje i mrożę osobno. Większą porcję kupionego mięsa dzielę na kilka obiadów, np. z jednej łopatki wieprzowej wydzielam kawałki na bitki w sosie, kroję małe fragmenty na gulasz, a część mielę na pulpety, kotlety czy do spaghetti.
PLANUJĘ
Idealna sytuacja w mojej kuchni to taka, gdy mam zaplanowane obiady na cały tydzień. Nie ma wtedy powodu do nerwowego pośpiechu co rano, nie wymyślam nic naprędce, nie klnę pod nosem z braku potrzebnych produktów. Nie planuję ściśle, co do dnia - planuję dania, ale o tym kiedy je zrobię, decyduję dzień przed lub rano, w zależności od tego, na co mamy ochotę i ile mam akurat czasu. Na lodówce mam listę zup i innych dań, które lubimy. Gotując je, odhaczam ptaszkiem danie, dzięki temu nie gotuję w kółko tego samego i nie mam problemów typu "co by tu zrobić na obiad?", a przynajmniej nie mam ich za często :).
GOTUJĘ PROSTO
I szybko. Śniadania to głównie owsianki lub inne płatki, w weekend jajka pod różną postacią. Zupa co drugi dzień gotuje się sama, a drugie danie nie jest wymyślne. Pierś z kurczaka z parowara, warzywa z patelni z kaszą jaglaną, ryż po chińsku, czasem jakiś kotlet czy spaghetti. Często robię dania jednogarnkowe lub po prostu wrzucam wszystko do piekarnika. Byle było szybko. Mój mąż na szczęście nie jest kapryśny i nawet nie musi mieć mięsa na obiad- najbardziej zadowolony jest, gdy postawię przed nim gar świeżo ugotowanych ziemniaków z kubkiem śmietany. W końcu chłop z południa :). Kolacje to głównie kanapki, co jakiś czas racuszki czy naleśniki, a od wielkiego dzwonu domowe frytki. Gotuję ekonomicznie - przykład to kurczak z piekarnika, pieczony na butelce piwa (nie mam rożna), z warzywami pokrojonymi w słupki (ziemniaki, buraki, marchewka, pietruszka, seler). Taki kurczak w całości to obiad na dwa dni, a na trzeci dzień zostaje jeszcze kawałek piersi na kanapki dla chłopców. Staram się gotować na dwa dni, ale nie zawsze się to udaje.
GOTUJĘ SEZONOWO
Cukinia, fasolka szparagowa, papryka czerwona, kalafior, dynia, pomidory... W czasie sezonu na nie kupuję je na okrągło i robię z nich wszystko, a także mrożę. Pomidora zimą nie da się zjeść, ale suszony domowy pomidor ze słoika - pycha.
KORZYSTAM Z PROMOCJI
Gdy widzę promocję na produkty, które używamy stale, kupuję je w większej ilości, nawet gdy akurat ich nie potrzebuję. Przykład - jogurt naturalny idzie u nas litrami. W promocji 3 w cenie 2 zapełniłam jedną półkę lodówki jogurtami i mieliśmy ich zapas na cały miesiąc.
PRZYJMUJĘ POMOC
Uwielbiam, gdy czasem babcia zadzwoni, że ugotowała gar zupy i może się podzielić, albo mama przywiezie talerz domowych naleśników. Jeden posiłek z głowy - ja mogę zająć się czymś innym. Podobnie z zaproszeniem nas na obiad - korzystamy chętnie :).
Grillowany łosoś, młode ziemniaczki i surówka z marchewki z jogurtem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz