Strony

sobota, 27 sierpnia 2016

Plażowanie

Korzystając z ostatnich w tym roku gorących dni lata pojechaliśmy na plażę. Odkąd mamy dzieci relaks na plaży relaksem zdecydowanie już nie jest. W drodze stres, czy wszystko wzięliśmy.
Rozpakowywanie się, namiot, ręczniki, dmuchanie basenu, napełnianie basenu (to mąż), karmienie, przebieranie, kamienie, przewijanie, karmienie (to ja). Dziecko starsze pielęgnuje w sobie lęk przed morzem i za nic do niego nie wejdzie, a jak mały był, to wchodził. W tym roku kupiliśmy mu większy basen i to  był nasz błąd, do małego potrzeba było mniejszą ilość wody. 

Ze strat i uszczerbków na zdrowiu - Starszak podczas gry w piłkę sypnął sobie piaskiem w oczy. Płacz i wycie było takie, że pewnie go słyszeli na drugim molo. Przemywałam mu oczka zmoczonym ręcznikiem, aż tu nagle jak spod ziemi zjawiła się obok nas pani ratowniczka. Coś tam chciała zagadać do syna, ale on nie z takich, co to łatwo się uspokajają, więc panią olał. Pani zaproponowała, że przyniesie sól fizjologiczną do przemycia oczu. Synek jak to usłyszał, uspokoił się zanim pani zdążyła wrócić... Ziarenka piasku wypłukał łzami :). Natomiast zanim pani zdążyła odejść na dobre, zaczął jęczeć, że jest głodny, a zjedliśmy już wszyscy swój przydział prowiantowy. W obawie przed tym, iż ktoś zaraz wezwie opiekę społeczną i z tekstem, że 'nie będziemy dziecka głodzić', mąż poszedł zakupić frytki w plażowej budce. Każdy powód jest dobry.

Podczas jego nieobecności siedziałam pod naszym półnamiotem z leżącym w foteliku niemowlakiem, obok w basenie pluskał się Starszak. Nagle słyszę głos jednego z trzech przechodzących obok fanów siłowni:
- Jaki ładny kolor czerwony...
I coś tam jeszcze. Poszli, zerkam wokoło, co też jest czerwone, no nic nie ma. Sięgając po telefon zobaczyłam swoje odbicie - szminkę miałam czerwoną... To dwójka dzieci nie odstrasza w tych czasach? :)

Z powrotem zbieraliśmy się dobrą godzinę, a to Młodszy ulał, a to zrobił niespodziankę w pieluchę, a to znów cyca wołał i tak w kółko. Jeszcze chwila, a trafiłby się nam zachód słońca. 

I ja również zaliczyłam uszczerbek na zdrowiu - wsiadając do auta nie zdążyłam schować nogi, drzwi poleciały i przytrzasnęłam sobie stopę, a że była w sandale, to teraz mam małego palca wielkości dużego i modlę się, żeby Altacet wystarczył.

Wróciliśmy do domu umordowani. Nie ma to jak relaks na plaży.






O książce jeszcze będzie, bo jest fascynująca i zasiliła moją domową biblioteczkę. 




2 komentarze:

  1. szalony pomysł aby zabierać basen na plażę i nigdy bym się nie zdecydował na taką męczarnie...
    u nas Miko nie lubił i się bał wody ale spokojnie przeczekałem ten czas i teraz nie można go wyciągnąć z jeziora czy rzeki...
    morze to wyższa półka ale na pewno Adi będzie je jeszcze uwielbiał a my zazdrościmy takiej bliskości Bałtyku choć ciekaw jestem jak z trasą nad morze, są korki?

    niestety znamy doskonale temat "zbierania się z dwójką dzieci" - to jest prawdziwa masakra :-(

    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. My jakoś co roku z basenem, bo dzięki temu mam Adriana na oku i cały czas się w nim bawi. Przy tym najmniejszym to żadna męczarnia, kilka wiaderek z morza i jest :). Teraz nie wiem co nam strzeliło do głowy kupować większy. Niedaleko mamy kilka nadmorskich miejscowości i do nich korków nie ma, ale już one same są mocno zastawione autami, żeby znaleźć miejsce parkingowe trzeba się nieźle najeździć. Z tym że my plażujemy na dalszych plażach, z leśnymi wejściami, tam nie ma takiego tłoku.

    OdpowiedzUsuń