Całkiem
niedawno na jednej z grup na Facebooku jakaś dziewczyna napisała post, robiąc błąd ortograficzny w
prawie każdym słowie. Nie były to literówki - cały tekst aż raził po oczach i trudno było go
przeczytać. Post był na ważny, trudny temat, z prośbą o pomoc, jednak pierwsze posypały się
komentarze wytykające błędy, wyśmiewające. Bardzo to przykre, bo przecież ta osoba może mieć dysleksję lub dysortografię,
nic jej nie da takie wypominanie błędów. Oczywiście - komentujący w ten
sposób podnieśli swoją samoocenę - oni przecież ortografię znają, są
lepsi! No pogratulować. Mają jednak znaczne braki w kulturze - a tego
już słownik nie wyłapie.
Rzadko kiedy jesteśmy na tyle odważni, by poprawić kogoś w mowie, nie mamy za to oporów, by poprawiać kogoś w piśmie - przez internet. Tymczasem często ktoś, kto wytyka komuś błędy w jednym zdaniu, w drugim sam je popełnia.
Rzadko kiedy jesteśmy na tyle odważni, by poprawić kogoś w mowie, nie mamy za to oporów, by poprawiać kogoś w piśmie - przez internet. Tymczasem często ktoś, kto wytyka komuś błędy w jednym zdaniu, w drugim sam je popełnia.
Kilka dni później na moim forum ktoś zacytował moją wypowiedź i wytknął mi błąd, który powstał przez brak spacji między wyrazami. Zaczęłam się zastanawiać nad kwestią puryzmu językowego - przesadnej dbałości o czystość języka. Czy z racji wykształcenia jestem purystką? Uświadomiłam sobie, że nie. Zdarza mi się wytknąć komuś błąd, ale tylko wtedy, gdy dobrze znam tę
osobę i wiem, że się nie obrazi, że mogę sobie na to pozwolić. Natomiast
nie poprawiam obcych i nie poprawiam ludzi w internecie. Stosuję skróty sms-owe, wciskam enter
i wysyłam wiadomość, która zawiera literówki, bo szkoda mi czasu na
poprawianie ich w luźnej rozmowie na messengerze. Jak widać w zdaniu
poprzednim, nie eliminuję zapożyczeń. Jednak daleka jestem także od leseferyzmu językowego, czyli akceptacji wszystkiego w języku. Drażnią mnie na przykład wulgaryzmy.
Osobiście - prawie w ogóle nie przeklinam. Nie czuję potrzeby, nie lubię wulgaryzmów. Są one sposobem na rozładowanie negatywnych emocji, aby ich niepotrzebnie nie kumulować w sobie - ja natomiast potrafię sobie z emocjami radzić. Przeklinanie nie tylko nie poprawia mi nastroju, ale wręcz go pogarsza, pozostawia niesmak. Świadczy o moim braku samokontroli, a ja nie lubię dawać się ponieść negatywnym emocjom. W kontrolowaniu swoich uczuć pomaga mi ćwiczenie mindfullness - uważnej obecności, ale o niej innym razem.
Nie używam brzydkich słów także dlatego, że... są brzydkie. Lubię otaczać się ładnymi rzeczami, lubię myśleć pozytywnie, bo wiem, że to, co i jak myślimy, wpływa na naszą rzeczywistość. Jeśli powiesz: "mam chujowy nastrój", na pewno będziesz mieć taki do końca dnia. Czy przeklinanie coś zmieni? Poprawi ci nastrój? Wątpię. Zamiast skupiać się na nazywaniu negatywnych emocji, lepiej poszukać wokół siebie pozytywów.
Wulgaryzmy mają moc wtedy, gdy się ich nie nadużywa. Rzucane co chwila, osłuchują się i tracą swoją siłę. Pewnie dlatego, gdy już mi się zdarzy przekląć, odbiorca lub świadek mojej słabości są bardzo zdziwieni i wiedzą, że sytuacja osiągnęła punkt kulminacyjny, bądź zrywają boki ze śmiechu, gdy przekleństwa użyłam w formie żartu.
Pamiętam, jak kiedyś jechałam z moją mamą samochodem. Ja za kierownicą. Nagle inny samochód zajechał mi drogę i zmusił do gwałtownego hamowania. Tylko cudem nie wjechałam mu w zderzak. Krzyknęłam "Noż kurwa, co za chuj!!!", po czym uświadomiłam sobie, że obok siedzi moja mama... Gdy emocje opadły, zrobiło mi się wstyd i przeprosiłam ją, na co ona zaczęła się śmiać i powiedziała, że po raz pierwszy usłyszała z moich ust wiązankę :).
O tym, jak nie lubię używać wulgaryzmów świadczy fakt, że te z powyższego akapitu chciałam wykropkować, ale pomyślałam, że nie można pisać o wulgaryzmach bez używania ich ;).
O tym, jak nie lubię używać wulgaryzmów świadczy fakt, że te z powyższego akapitu chciałam wykropkować, ale pomyślałam, że nie można pisać o wulgaryzmach bez używania ich ;).
Podobno przeklinanie pomaga zwalczyć ból. Soczyste "kurwa" rzucone po uderzeniu się w palec u stopy działa niczym lekkie znieczulenie miejscowe. Właśnie uświadomiłam sobie, że nie przeklinałam na głos podczas porodu, a przecież bolało, że ho ho ;).
Zastanawiająca jest dla mnie także kwestia płci w społecznym przyzwoleniu na używanie wulgaryzmów. Oczywistym jest, że większość mężczyzn przeklina, będąc w otoczeniu swoich kolegów. Rzadziej przeklinają przebywające w swoim towarzystwie kobiety, a jeśli to robią, nie jest to postrzegane dobrze.
Jeśli kobieta przeklnie w rozmowie z mężczyzną, nie jest to tak źle odbierane. Natomiast rzucanie wulgaryzmami przez mężczyznę w rozmowie z kobietą odbierane jest jednoznacznie jako brak szacunku. Ja osobiście nie wyobrażam sobie, żeby jakiś mężczyzna przeklinał w rozmowie ze mną, raczej nie kontynuowałabym rozmowy. Nie lubię też, gdy wulgaryzmy rzucane są na prawo i lewo przez którąkolwiek z płci, gdy znajduję się w towarzystwie mieszanym.
Zapytałam znajomych mężczyzn, jak odbierają innych przeklinających mężczyzn - większość odpowiedziała, że nie przeszkadza im to. Natomiast wszyscy stwierdzili, że nie lubią przeklinających kobiet! Czyżby kierowali się tu stereotypem delikatnej złotoustej damy, której to nie przystoi rzucanie mięsem? :) Mój mąż raz się wręcz obraził, gdy w dyskusji mnie poniosło i użyłam przekleństwa. On tego nie robi w rozmowie ze mną i oczekuje, że ja nie będę tego robiła.
Natomiast pracował kiedyś w firmie z kilkoma mężczyznami i jedną kobietą. I to ona klęła jak szewc, czy był ku temu powód, czy nie. Oni w rozmowie z nią nie przeklinali, ona nie potrafiła rozmawiać bez przeklinania. Tomek mówił, że bardzo go to drażniło. Zapewne był to sposób tej pani na przetrwanie w męskim gronie, być może chciała sobie tym zaskarbić ich szacunek - stało się jednak zupełnie odwrotnie. W swoim gronie nie traktowali jej jak kobiety, bo zachowywała się jak facet.
Nie lubię, gdy ktoś przeklina przy dzieciach, przy osobach starszych, w towarzystwie mieszanym, gdy nie wszyscy znają się na równi. Według mnie to nieeleganckie. A czasem przekleństwo może nas także słono kosztować:
Art. 141. Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych,podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1 500 złotych albo karze nagany.
Kodeks wykroczeńPrzypomina mi się jeszcze anegdotka z któregoś wykładu na studiach. Oburzony czymś student rzucił w głos donośne "kurwaa!", co pewien profesor skomentował:
- Tyle jest w naszym języku pięknych słów, a ty wybrałeś właśnie to...
:)
Dbajmy o nasz język, o kulturę wypowiedzi, ale nie popadajmy w paranoję. Wszystko w granicach rozsądku.
Oj znam osobę, która potrafi poprawić inną, gdy tamta mówi błędnie. Nie zawsze, nie co chwila, ale zdarza się.
OdpowiedzUsuńJa takie osoby nazywam żartobliwie grammar nazi, bo robią to z autentycznej dbałości o zachowanie czystości języka.
bezcielesna