Strony

poniedziałek, 27 marca 2017

O tym, jak prawie trafiliśmy 6-tkę w lotka

Właśnie skończyłam sprzątać po weekendzie. 

Można by pomyśleć, że jakaś grubsza impreza była, z alkoholem lejącym się strumieniami i demolką. No cóż, demolka to i była, ale na trzeźwo.

Zaczęło się od tego, że w sobotę na obiad robiłam pizzę. Wieczorem zaś zmusiłam mojego męża do skręcenia nowej szafki łazienkowej. Szybka sprzeczka, gdzie szafka ma zawisnąć, na fudze czy pod nią, bo szkoda wiercić w kafelku i takie tam. 

Podczas wiercenia trzymałam Maksa na kolanach w pokoju, bo boi się hałasu i patrzyłam na zegarek, gdyż zbliżała się pora kąpania dzieci. 

Zaczęliśmy przygotowania do wieczornego rytuału, gdy okazało się, że w kuchni nie ma prądu! Światło było, telewizor w pokoju grał, jednak nie działał piekarnik, lodówka, czajnik - a więc gniazdka. Pierwsza myśl męża - wiercąc w łazience, trafił na kabel, którym płynął prąd do kuchni... Mąż upierał się, że tam nie ma kabli, że pamięta jak kładł kafelki, a poza tym takie trafienie na kabel to jak trafienie szóstki w lotka!

Mi wydawało się, że gdy wiercił, zerkałam na zegarek na piekarniku - prąd więc był. Tomek na to, że mógł uszkodzić przewód także wbijając później kołek.

Zaczynało robić się późno, mąż podłączył więc lodówkę do innego gniazdka za pomocą przedłużacza i zostawiliśmy sprawę na kolejny dzień. 

W niedzielę załatwiłam Tomkowi konsultacje telefoniczne z jego teściem, który na elektryce się zna. Tata polecił sprawdzić dziury w ścianie za pomocą probówki. Tomek sprawdził, probówka się nie zaświeciła. Co według Tomka nie oznaczało, że nie ma tam prądu, bo... albo dobra, o zmienności prądu nawet nie będę próbowała pisać ;). W każdym razie, zapadła decyzja - kujemy. Znaczy Tomek kuje, najpierw jeden kafelek. Skuł go całkiem - kabla nie ma. Zastanawiamy się, czy ruszać drugi. Ja zaczynam upewniać się w tym, że prąd w kuchni był, gdy szafka już wisiała. Ale co tam - Tomek zbija drugi kafelek oraz tynk aż do cegły - kabla nie ma. Kafelki zbite na darmo.

Tomek chodzi po domu i sprawdza gniazdka probówką, w których faza się pojawiała i znikała jak Murzyn na pasach - cytat dosłowny. 

I nagle - zobaczyliśmy to. Na mojej pięknej, niedawno przemalowanej na brązowo ścianie za telewizorem, nieco pod sufitem pojawiło się TO:


Dziwny, wklęsły okrąg, z jaśniejszą obwódką. Zanim zdążyłam wypowiedzieć na głos myśli o boskim objawieniu na ścianie naszego mieszkania, Tomek zawołał: "Jest! Oto przyczyna zamieszania". Podważył zaślepkę puszki i odkrył popaloną instalację. Nieźle się musiało iskrzyć, skoro aż zassało wieczko. 

Na pomoc wezwaliśmy mojego tatę, który sprawnie dokonał naprawy. Ja w tym czasie miałam już dość patrzenia na straty i ewakuowałam się z dziećmi na plac zabaw. Adi pograł z kolegami w piłkę, pierwszy raz w tym roku bez kurtki - tak było ciepło!


Po powrocie zastałam męża przyklejającego świeżo zakupione dwa kafelki w łazience. Pozostały jeszcze fugi, zaszpachlowanie wieczka puszki w ścianie, szlifowanie, pomalowanie ściany i... sprzątanie. Nieplanowany remont i zupełnie nieplanowane sprzątanie, w piękny i najcieplejszy dotąd weekend w tym roku, który mieliśmy spędzić zupełnie inaczej.

Winowajcą całego zamieszania była... pizza. A właściwie piekarnik ustawiony przeze mnie na maksymalną temperaturę 250 stopni. Przewody musiały zacząć się topić już wtedy, gdy piekarnik działał w dzień, a moment awarii pechowo zgrał się z wierceniem otworów pod szafkę w łazience...

 Mąż wcale się nie zraził zaistniałą sytuacją i nadal gra w Lotto - na chybił trafił :).

9 komentarzy:

  1. zaradny mąż...
    u nas na przykład, kilka tygodni temu urwały się drzwi od szafki kuchennej...
    i... żyjemy bez drzwi ;-)

    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. A zawias to ciężko kupić i wymienić? ;)
    Jest zaradny, ale tak typowy facet, zawsze mówi, że jeśli go o coś proszę, to to zrobi i nie muszę mu powtarzać co pół roku... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie piszesz o takich przyziemnych sprawach 😃

    OdpowiedzUsuń
  4. hahahahahahaha właśnie dlatego unikam wieszania czegokolwiek w łazience- albo stoi albo wisi na przyssawkach :D Zawsze, powtarzam zawsze, po takiej akcji (przymajmniej w moim wykonaniu, bo ja też w wiertarkę umiem) wyłazi coś ponad program :D Oj bardzo Wam współczuję, ale to prawdziwa komedia omyłek :D Całe szczęście, że instalacja dokonała żywota tylko w jedym miejscu, bo dopiero było... Swoją drogą zaskaujące, że tak zassało... Grajcie dalej, trzymam kciuki, tylko oszczędźcie ściany :D

    OdpowiedzUsuń
  5. O, komedia omyłek to powinien być tytuł tego posta ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytając to pomyślałam, że jak będzie dochodziło do takich akcji to szóstkę w totka trzeba będzie trafić i to tak naprawdę! :D Buziak!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń